Diary, 1943-1944

ReadAboutContentsHelp


Pages

Item 11
Complete

Item 11

V bezpotrzebny Izralita tuła się po obcych mu ludziach w nadziej że może przetrwa i spotka swych drogich rodziców i sióstr. I nadal stoi i znowu śni bezpotrzebny człowiek świata i różne go męczą mary i sny. I śni jak go otacza Demon śmierci, widzi jak znęcają na nim, widzi jak się go katuje, widzi jak go mordują widzi jak z wszech stron otaczają go czarne mury więzienne, widzi swą małą celę więzienną No 4 widzi swą bladość swą słabość, czuje że jest głodny tak głodny widzi swój biały aresztański mundur, widzi ich straszne twarze, i żadnej zbrodni nie popeł nił ni mordercą nie jestem. Więc Boże Za co to ma być me jutro. Za które grzechy? Czy? gdy mię się katuje i bije czy to nie boli? Czy gdy kraje się me ciało, czy krew nie leci? Czyż ze mnie matka nie cierpiała. Dlaczego nasz Naród tyle cierpi. I któż pozostał żeby zapłakać lub nawet zawestchnąć. Gdzież zapodziali mordercy mój Naród. Gdzież no mówcież

Last edit almost 5 years ago by KBrinson
Item 12
Complete

Item 12

gdzie są. Gdzie jest ma droga mamusia tatuś moje siostry me bracia, czy chociaż mają co jeść, czyż nie drżą teraz od zimna. I sni nadal że gdy tyrani zamęczą bezbronnego tego im [strikethrough] bezwinnego [/strikethrough] Izralitę. I gdy wyzwoli się już z ich morderczych szponów i zaśnie snem wiecznym nieprzerwalnym. I przychodzi Izrali cie ostatnia przedśmiertelna myśl, że gdy zjawi się matka ojciec siostra lub brat. I gdy będą chcieli wstawić wyryty małemi literami skromny napis. Tu leży jedna z ofiar Hitleryzmu” Bezpotrzebny człowiek świata.” Izralita Trędowaty dla otoczenia” Żyd wieczny tułacz.” Któż wskaże im grób żeby przyjść kiedyś mogli spłakać swe skrwawione serce rodzicielskie.

Last edit almost 5 years ago by KBrinson
Item 13
Complete

Item 13

14 Maja – 1944 rok „Płacz bezdomnego” Bezdomny sierota, wzgarda i potępieniec świata. Izralita rozbitek rzucony przez nawały tyranów, stoi w jakimś lesie kryjąc się przed cieniem ludzkim. Stoi i patrzy na te cuda natury, na te zielone pola, na te łany, na te łąki, na te gaje. Patrzy na to błękitne niebo, na te złote promienie słoneczne. Wszystko żyje i rwie się do życia. Natura przyodziała swe szaty i przyoblekła się w swe złote waleory okazując się w pełni swego majestatycznego rozkwitu. Wchłaniałbym wszystko mym wzrokiem świat jest taki cudny, taki piękny. Lecz nie dlamnie. Nie dlamnie Izralita świecą te złote promienie słoneczne. Nie dlamnie kwitnie świat. Nie dlamnie jest ta jasność. Dlamnie świat jest ścięty. Dlamnie Izralita jest ot tam ten ciemny duszny grób, czy ten szary ciemny strych, gdzie niema słońca ni światłości dnia. Mię i pozostałym jednostkom mego narodu jest ciemno. Jest tak ciemno, tak straszna tragedja odgrywa się w mym sercu, rana przebyta na wylot która się już nigdy nie zagoi. I dlaczego. Dlaczego mię tylko i memu narodowi zadano takie śmiertelne ciosy. Czuję a jestem jak wróbel samotny na dachu. Dni moje są jako cień nachylone. Serce me uwiędło jako trawa. Wyschła jak skorupa moc moja. Od głosu wzdychania mego przylgnęły kości moje do ciała mego. Jadam żółc jako chleb, a pokarm mój mieszam ze łzami. Zstarzała się twarz moja. Opływa na każdą noc pościel moja. A łoże moje mokre jest od łez. Boże dlaczego? Dlaczego na nas tylko Izralitów włożono jarzmo mąk, cierpień, prócz ciosów śmiertelnych. Dlaczego tylko my Izralici jesteśmy w pohańbieniu z wszystkich. Dlaczego tylko nasz Naród stal się jako trawa polna komu się podoba będzie nas kosił. Staliśmy się na postrach znajomym, którzy mię widzą na dworze uciekają przedemną. Wypadłem z pamięci jako umarły. Czyż serca nasze mają być nieczułemi machinami. I czyż nadejdzie jeszcze kiedyś tan wielki dzień, a wysłuchane zostaną wzdychania więźniów i rozwiązane na „śmierć” nas skazanych. Czyż jeszcze strumienie naszych łez i jeki konania nie doszły do uszów świata. I długo tak stoi bezdomny sierota patrząc na to błękitne niebo i na te cuda natury. I słonce już zaczyna zachodzić kryjąc swe złote promienie słoneczne. A on stoi myśli i marzy i czuje, że choć go oderwano od swoich drogich, lecz on znów jest z nimi razem. Czuje 7

Last edit almost 5 years ago by KBrinson
Item 14
Complete

Item 14

Left Page te błogie pocałunki i łzy swej matki. Czuje jak go ściska, jak go tuli swą macierzyńską miłością do siebie. Widzi i ojca swego bladego jak łzy mu się leją z oczów, Widzi swe drogie siostry, brzmią mu w uszach słowa swej ukochanej matki. Tatuś stoi obok nic się nie odzywa nie może łzy go ściskają. Mamo drogo choć mię oderwano od Ciebie, choć skrwawiono nasze serca. Lecz Mamo syn wasz jest nadal z wami razem. Kocha was tą samą synowską miłością, tuli się do was. Mamo ja Cię nadal całuję, ściskam i tulę się do łona Twego wzywam Twe imję lecz w marzeniach. W rzeczywistości to wszystko było kiedyś, kiedyś również w Maju. Pamiętam to. Wuwczas w Maju leżałem w lesie z mą siostrą z memi kuzynami i z mą rodziną wówczas jeszcze wróciłem do swego domu i do swych drogich rodziców. Lecz dziś w mej dwóletniej Majowej rocznicy pozostałem sam jeden na świecie, niema gdzie wracać, domem mym pozostała się ziemia i lasy, a dachem mym jest niebo. I stoi i nadal myśli bezdomny sierota i przypomina sobie że jeszcze i dziś rok w Maju w tej samej dacie pięciu jego braci kryło się pod to samo niebo. Pięciu jego braci kryło się w te same lasy, na tej samej ziemi, razem wzdychając i płacząc na swój wspólny nieszczęśliwy los. Z całych naszych rodzin pozostało pięciu sierot rzuconych gdzieś w obce strony, walcząc tak krwawo tak niewypowiedzianie strasznie o swe bezwinne życie. Lecz los miał mało. Jeszcze było za mało. I trzech moich braci dlatego tylko że urodzili się Żydami musiało oddać swe bezwinne młode kwitnące lata. I odeszli jeszcze tak straszną chaniebną śmiercią, zamordowano was. Bracia me ja który wspólnie z wami cierpiąc, ja płaczę nad tym wielkiem nieszczęściem Ja rozpaczam nad waszym losem, i nad waszą dolą. Umnie w sercu pozostała blizna, i już was nie ujrzę, zasnęliście snem wiecznym nieprzerwalnym Już czarna wylgotna ziemia okryła wasze ciała. Lecz czy to prawda, ja przecież was słyszę, ja czuję waszą bliskość, czuję to przywiązanie, wydzę wasze twarze poznaję wasz głos. Lecz tylko w snach i fantazji, z mego życia pozostało tylko złuda, fantazja i gorzkie wspomnienia. Robi się ciemno, na niebie ukazują się pierwsze gwiazdy. A on nadal stoi w lesie, myśli i

Right Page marzy o swym minionym byłym sennym życiu, i przypomina mu się że i dziś jest nieszczęsna trzymiesięczna data, jak w taki wieczór jakiś bezlit osny morderca, oderwał od niego ostatniego mu jeszcze pozostałego człowieka doli i niedoli. Tego nieszczęśliwego ojca bezlitośnie skrzywdzonego od krwiożerczych bandytów. I to los mało, jeszcze mało, mało ofiar i krwi że i jeszcze i ten jeden unieszczęśliwiony tak okrótnie pozostały ojciec mu został oderwany od niego tak bezlitośnie. Mało, tyrański los miał mało, jeszcze i choć tą jedną ofiarę. I dokonał już resztę z swego morderczego dzieła. I pozostawił już samego jedynego nieszczęśliwego sierotę pomiędzy niebem ziemią i lasami. I już mu nikt nie pozostał żeby wspólnie zapłakać czy zajęczyć na wspólną dolę. I pozostał się sam sierota chudzina pomiędzy niebem i lasem. I stoi łzy mu się leją z oczów, płacze jęczy i wzdycha. Lecz nikt go nie słyszy, panuje tu śmiertelna cisza. Jedynie od czasu do czasu jakaś sosna zawyje, jakby współczówała z losem tego nieszczęśliwego Izreality. I w ciemności nocy długo on jeszcze tak stoi sparty o jakąś sosnę, i zdaje mu się że słyszy jakby te drzewa płakały wyjąc i nucąc, jakąś ledwo mu zrozumiałą smętną pieśń. I słyszy jak bór ten wyje i szumi pytając go się „Izrealito” gdzie są twoi bliscy, gdzie jest twa Matka, Ojciec, siostry twe bracia, gdzie są wszyscy. A on stoi przykuty nie może wydobyć słowa, łzy mu spływają po twarzy, coś go dusi [missing word because of torn paper]. I znowu słyszy, te same ledwo zrozumiałe mu smętne słowa. Izraelita [missing word because of torn paper] pozostał, stój tu i płacz, płacz na to wielkie nieszczęście, twych braci i twego Narodu, bo gdybyś ty nie płakał, to kamienie wołać będą. I stoi Izralita płacze i jęczy. I znowu słyszy te same smętne słowa. Izrealito a któż pozostał żeby pocieszyć czy otrzeć łzy sierocie chudzinie. A on nadal stoi tuli się do swej sosny. A ona sosna tuli się do niego okrywając go swym rozłożystym baldachimem, łzy mu się leją z oczów, płacze jęczy i wzdycha, a wespół z nim płacze las. M. B.

Last edit almost 5 years ago by KBrinson
Item 15
Complete

Item 15

I Wieś Koch 23/9 – 44 r. Skarga Nocy!

Wokoło panuje martwa cisza, jedynie od czasu do czasu słychać gdzieś zdala echo szczekającego psa przerywając tą ciszę nocną. Zda się że i natura zasnęła wraz z jej owocem życia, Wszystko już śpi, nawet i strumyk tędy płynący, co zawsze szumiał i syczał rwając się naprzód niby do jakiegoś wielkiego celu, zasnął. Jedynie jakiś bezdomny, spieszy wśród ciszy tej ciemnej nocy. Spieszy chwiejnemi wielkimi krokami, nieraz się wzdryga czy bladnie, lecz pędzi. Pędzi bez celu, nie zważając na przeszkody ni ciemności. Nieraz patrzy wokoło. Naraz stanął, rozgląda się zdziczałym błędnym wzrokiem jakby kogoś szukał czy znalazł. I stoi drży jak liść, Serce mu się rwie dalej, byle dalej, dalej od mordów i pożóg. Lecz stoi skamie niały i patrzy. Patrzy na ten samotny wśród boru stojącym tu domku. Obchodzi go wokoło cichutko jak złodziej, pytając się czy i jeszcze

Last edit almost 5 years ago by KBrinson
Displaying pages 11 - 15 of 20 in total